Prawdopodobnie istnieje tyle powodów niepójścia do psychiatry, ile jest osób na ziemi. Każda osoba ma inny główny powód niezgłoszenia się do specjalisty. Może to być wstyd, obawa przed lekami i ich skutkami ubocznymi. Niekiedy jest to obawa przed „zamknięciem w psychiatryku”. Nieraz sama choroba to utrudnia. Nie mówiąc o otoczeniu, które sugeruje Pacjentowi: „weź się w garść”. Brzmi znajomo?
Mamy świadomość, że psychiatra może też odstraszać odległością, terminem wizyty, czy ceną. W artykule pochylamy się nad każdą z tych obaw, wątpliwości. Zebrało się ich aż 13. Oto 13 powodów, przez które ciężko jest dotrzeć do psychiatry.
1. Choroba to utrudnia
Może być tak, że specyfika choroby utrudnia Ci dotarcie do psychiatry. Np. osoby z nerwicą często są przekonane, że „coś mi jest”. Boją się i próbują udowodnić, że mają nowotwór, stwardnienie rozsiane albo jakąś „straszną”, często śmiertelną chorobę. Co ciekawe, osoby z nerwicą mają rację – COŚ im jest, tylko że nie to, czego tak bardzo się obawiają. Cierpią z powodu zaburzeń hipochondrycznych. Często dokucza im również niezdiagnozowana niedoczynność tarczycy, która potęguje objawy na wiele różnych sposobów.
Błędem jest myślenie, że „zaburzenie hipochondryczne to nic poważnego, a mnie jest coś poważnego” albo, że „to nie jest tylko w mojej głowie, coś mi jest naprawdę”. Zaburzenie hipochondryczne to jest coś poważnego, to choroba, która jest w stanie znacznie utrudnić życie, obniżyć jego jakość i wpłynąć negatywnie na relacje z innymi.
Osoby z zaburzeniem hipochondrycznym potrafią latami chodzić od lekarza do lekarza i wydawać tysiące złotych na ciągle te same badania, ciągle szukając „czegoś” albo chcąc „to” potwierdzić. Zaburzeń hipochondrycznych nie leczy brak pieniędzy na badania czy lekarzy, ponieważ osoby z tym zaburzeniem potrafią być bardzo zaradne w kwestii kolejek, limitów NFZ i sprytnie je „obchodzić”.
Sztuka leczenia zaburzeń hipochondrycznych polega na tym, aby chorym przynieść ulgę w cierpieniu, w bólu duszy, a społeczeństwie przywrócić ich matki, żony, ojców, babcie, pracowników, sąsiadów czy koleżanki. Na szczęście, gdy już podejmie się leczenie, zaburzenie hipochondryczne leczy się stosunkowo szybko i łatwo w porównaniu do innych chorób psychicznych. Jednak aby się o tym przekonać, chory musi wpierw pokonać opór przed wizytą u psychiatry i wzięciem leków z potencjalnymi skutkami ubocznymi.
2. Rodzina i znajomi Cię zniechęcają
Nie ma gorszego przeciwnika w konkurencji dotarcia do psychiatry od Twoich najbliższych – rodziny, przyjaciół, znajomych czy współpracowników. Nie wierzysz? A co, jeśli powiem Ci, że Twoi bliscy szkodzą Ci na aż 2 różne sposoby? Przeszkody na Twojej drodze dzielą się na pośrednie i bezpośrednie:
pośrednie:
- mówienie źle o innych osobach z chorobą psychiczną np. obgadywanie ich teatralnym szeptem współpracownika, który właśnie wrócił ze szpitala psychiatrycznego czy słynną gwiazdę, która zaliczyła „wielki upadek” po zachorowaniu;
- używanie słów typu „wariat”, „świr”, „psychol”, „psychiatryk”, „psychotropy” nawet nie w opisie osób chorych, ale jako negatywne określenie (podobnie jak używanie słowa „down” obraża osoby z zespołem Downa czy „lewus” osoby leworęczne);
bezpośrednie:
- zniechęcanie do wizyty – „a co Ty się będziesz wygłupiał, obcej babie opowiadał o swoich problemach”, „co ludzie pomyślą”, „co dzieje się w domu, powinno zostać w domu”, plus klasyk „weź się w garść” i pozornie miły komentarz, „ale przecież Ty jesteś normalny”, jakby to, że jesteś chory, miało oznaczać, że normalny nie jesteś (nie oznacza). Po takiej wypowiedzi zacznie się jednak bać, że jeśli pójdziesz do psychiatry, bliska osoba uzna Cię za „nienormalnego”. O względności normalności na pewno jeszcze napiszemy. Na razie wiedz jednak, że normalność polega na przestrzeganiu pewnych konwenansów (praw, zwyczajów), a leczenie u psychiatry pozwala Ci samodzielnie zdecydować, jak chcesz się zachować w danej sytuacji i zapanować nad impulsami. Czy to nie jest właśnie definicja normalności?
- zniechęcanie do samego leczenia – „po co Ci te psychotropy, będziesz po nich jak zombie, zmieni Ci się charakter”, to kolejny hit z listy „najbardziej krzywdzących i nieprawdziwych tekstów bliskich na temat leczenia psychiatrycznego”. Jest to jednak temat tak szeroki i głęboki, że wymagania oddzielnego omówienia (a nawet dwóch).
3. Kolejki na NFZ do psychiatry
To spory problem – chociażby w województwie mazowieckim do psychiatry czeka się średnio 100 dni. Kolejne 3 miesiące czekania z każdym niezdiagnozowanym i nieleczonym schorzeniem psychicznym mogą być bardzo ciężkie, a nawet niebezpieczne w przypadku wystąpienia myśli i tendencji samobójczych. Mam tu na myśli głównie osoby z depresją, ale też osoby z wszelkiego rodzaju zaburzeniami lękowymi. Paradoksalnie tymczasowym rozwiązaniem tego problemu może być… inny problem w dotarciu do psychiatry. Dlaczego tymczasowym? Przeczytasz o tym w następnym podpunkcie.
4. Szybciej, łatwiej i taniej jest dostać się lekarza innej specjalności np. lekarza rodzinnego
Rzeczywiście bywa tak (choć też niekoniecznie), że szybciej i łatwiej jest dostać się na wizytę do lekarza rodzinnego czy internisty. Niektórzy Pacjenci, obawiając się stygmatu związanego z wizytą u psychiatry, kierują swoje kroki do neurologa. Lekarz rodzinny, jak również lekarz innej specjalności w przypadku posiadania pakietu medycznego to też opcja bezpłatna. Psychiatra rzadko znajduje się w standardowych pakietach, a nawet jeśli, to istnieją ograniczenia na liczbę wizyt w roku. Jednak te trzy zalety mogą być zwodnicze… Szybciej, łatwiej i taniej nie zawsze oznacza lepiej.
Z doświadczenia wiem, że niektórzy lekarze rodzinni dość dobrze radzą sobie z leczeniem podstawowych problemów natury psychicznej. Natomiast trzeba zdać sobie sprawę, że nieraz mają zbyt mało czasu, żeby postawić dobrą diagnozę, czy dobrać odpowiedni lek. Często i tak ostatecznie Pacjent trafia do psychiatry i nieraz o bolesnych doświadczeniach musi mówić po raz kolejny.
Weźmy z kolei neurologa. Wiele osób z „nerwicami” kieruje swoje kroki do neurologa. Tymczasem jest to zły adres, powinien udać się do psychiatry, która da dobrą diagnozę i dobierze lek tak, aby Pacjent szybko odczuł ulgę, a skutki uboczne były jak najmniejsze. Otępienia też kojarzy się z neurologią, tymczasem Pacjenci z objawami psychicznymi to domena psychiatrii. Psychiatra w tym przypadku pomoże nie tylko na problemy z pamięcią, ale również na te z nastrojem i zachowaniem, które często są o wiele większą udręką dla najbliższych.
5. Wstyd przed pójściem do psychiatry
Wstyd przed pójściem do psychiatry ma różne oblicza. Jest to wstyd przed przyznaniem sobie samemu, że nie daje się już rady. To też wstyd przed przyznaniem tego innym. Pierwszy sprawia, że coraz bardziej zapadasz się w sobie; drugi, że emocjonalnie zostajesz z tym sam. Nieraz słyszę w gabinecie:
„Nie powiedziałem nikomu, że tu jestem”
albo
„Nie chcę martwić męża”.
Raz Pacjentka przyznała:
„Nie jestem w stanie chodzić do pracy. Ale jak matka do nas przyjechała, wychodziłam z domu, żeby nie dowiedziała się, że jestem chora”.
Jednak tak naprawdę warto zdać sobie sprawę z jednego – pójście do psychiatry JEST dowodem na to, że dajesz sobie radę, bo zachowujesz się odpowiedzialnie. Tak samo jak odpowiedzialne jest pójście do onkologa, gdy wyczujesz guzek pod pachą czy pójście do diabetologa z ewidentnymi objawami cukrzycy. Czy to oznacza, że jeśli nie pójdziesz do psychiatry, nie jesteś odpowiedzialna? Nie. Oznacza to jednak, że wydłużasz cierpienie, swoje i osób w Twoim otoczeniu.
Po drugie, nie musisz nikomu o tym mówić, szczególnie jeśli nie masz wokół siebie nikogo, kto by Cię wspierał. Jednak jeśli masz kogoś takiego, to warto mu o tym powiedzieć, żeby to wsparcie otrzymać. Przygotuj się na pytania czy nawet sprzeciw, bliski ma do tego prawo. Ty też na pewno miałaś swoje wątpliwości, ale skoro zdecydowałaś się na wizytę, już je (mniej więcej) pokonałaś. Jeśli jednak nie masz siły się tłumaczyć, możesz pójść sama, i to też jest w porządku.
6. Obawa, że dostaniesz „psychotropy”
Podobnie, jak u internisty, dermatologa czy reumatologa, idąc do lekarza psychiatry, można spodziewać się recepty na lek. Analogicznie do internisty, który po wykryciu cukrzycy może zaproponować dietę i wysiłek fizyczny albo leki, psychiatra zasugeruje leki, psychoterapię lub ich połączenie. Co dokładnie?
Wszystko zależy po pierwsze od stanu zdrowia Pacjenta, a po drugie od Jego preferencji co do metody leczenia. Weźmy przykład depresji – Pacjentowi z ciężką depresją lekarz w pierwszym rzędzie zaleci leki przeciwdepresyjne, aby szybko przynieść mu ulgę. Z kolei choremu z lekką jej postacią psychiatra zaleci raczej wsparcie psychologiczne, a leki doraźnie (np. nasenne).
Drugi przykład – Pacjent z atakami lęku: gdy osoba chora doświadcza ich często i wywołują one duże cierpienie oraz paraliżują funkcjonowanie, niehumanitarnym byłoby niezaproponowanie leku. Jeżeli choroba jest lżejsza, psychiatra w pierwszym rzędzie zaleci psychoterapię CBT (poznawczo-behawioralną).
Należy pamiętać, że leki psychotropowe, zwane potocznie „psychotropami” nieraz ratują życie, a bardzo często po prostu przynoszą ulgę po latach niewymownego cierpienia i pozwalają „normalnie” żyć.
7. Obawa, że trafisz do „psychiatryka”
Szpital psychiatryczny niewątpliwie odstrasza: w filmach, relacjach reporterów. Moloch na obrzeżach miasta, w ciemnym parku, w oknach kraty… Zdradzę Ci, że podobnie jak wielu psychiatrów, nie jestem zwolennikiem „psychiatryków”. To w moim odczuciu absolutna ostateczność. Droga od psychiatry w poradni do szpitala psychiatrycznego jest bardzo długa, jeśli w ogóle jest jakaś droga. W przeważającej liczbie Pacjenci wracają normalnie do swoich domów, aby tam rozpocząć leczenie.
Wyjątków jest kilka. Pierwszy to sytuacja, kiedy Pacjent zagraża sobie, planuje odebranie sobie życia. Nic dziwnego, że w takim stanie trafia do szpitala, nieprawdaż? To sytuacja zagrożenia życia, jak u osoby z zawałem serca. Drugi wyjątek, rzadszy, to zagrożenie życia lub zdrowia innych osób, to znaczy wtedy, gdy z powodu choroby Pacjent jest np. agresywny. Takie sytuacje zdarzają się jednak o wiele rzadziej, niż przedstawiają to filmy.
Duża część Pacjentów szpitali psychiatrycznych to osoby zgłaszające się dobrowolnie np. w sytuacji, gdy kolejne leki nie działają – wtedy w warunkach szpitalnych szybciej można wykonać badania (np. tomografię komputerową głowy) oraz łatwiej i szybciej dobrać leki. Same szpitale też są różne – od ogólnych, gdzie trafiają osoby z przypadku, do specjalistycznych, gdzie są głównie osoby z konkretną diagnozą, w której specjalizują się pracujący tam lekarze.
8. Odległość od psychiatry
Ten dystans w dużych miastach zmniejsza się dzięki powstawaniu Centrów Zdrowia Psychicznego – dzielnicowych placówek NFZ. W ich ramach psychiatra przyjmuje w Poradni Zdrowia Psychicznego, konsultuje w Oddziale Dziennym czy Zespole Leczenia Środowiskowego oraz pracuje w psychiatrycznym oddziale całodobowym.
Jednak gdzie mają się udać Pacjenci, którzy takiej możliwości nie mają? Wydolność takich placówek jest ograniczona. Jeszcze trudniej jest w mniejszych miejscowościach czy wsiach. Nie łatwiej jest Polonii za granicą, gdzie nawet pomimo znajomości obcego języka ciężko jest w nim rozmawiać o intymnych sprawach – wielu Polaków woli mówić o swoich uczuciach po polsku. Duża odległość bywa barierą decydującą o rezygnacji z pomocy psychiatry.
Pandemia pokazała, że jeszcze większą odległością jest obawa przed zobaczeniem się z psychiatrą w gabinecie, ze względu na lęk przed koronawirusem. Na szczęście nie jest to sytuacja bez wyjścia.
W dużym tempie rozwinęły się usługi telemedyczne (czyli na odległość) przez Internet. Pacjent łączy się z lekarzem przez Skype’a lub inne komunikatory, bądź przez telefon. A to z kolei otwiera drogę do psychiatry tym, dla których do tej pory dotarcie na wizytę było niemożliwe.
9. Cena wizyty u psychiatry
Na pierwszy rzut oka cena może przytłaczać. Jednak jeśli wziąć pod uwagę cenę wizyty u chirurga, lekarza medycyny estetycznej, endokrynologa, czy ginekologa nie powinna dziwić. Tym bardziej że w przeciwieństwie do innych specjalności wizyta nie trwa 15 minut (a przynajmniej nie powinna), tylko 1 godzinę (pierwsza wizyta) lub pół godziny (kolejne wizyty).
Osobiście doświadczyłyśmy wizyt 10-15-minutowych, czasem nawet 5-minutowych u endokrynologa, dermatologa, czy ortopedy. Brzmi znajomo? Przypuszczamy, że tak. A ścieżka edukacji lekarza od początku studiów do uzyskania dyplomu specjalisty trwa 12 lat. Sporo nauki, nieprawdaż?
Porównujemy dalej? Fryzjer, dietetyk – często podobne stawki, a edukacja jest znacznie krótsza. Jednak pozostawmy na boku czas nauki.
Wizyta u psychiatry to też możliwość uzyskania oprócz e-recepty, także e-zwolnienia, czy zaświadczeń wszelkiego rodzaju. Od zaświadczeń umożliwiających powrót do pracy, przez zaświadczenia kierujące do cesarskiego cięcia w przypadku lęku przed porodem siłami natury, po zaświadczenia do ubiegania się o świadczenie rehabilitacyjne czy rentę.
Urlop to również niemały koszt w porównaniu z taką wizytą. A trzeba pamiętać, że urlop nie wyleczy z depresji. Mam pod opieką wielu Pacjentów, którzy na pierwszej wizycie wspominali:
„Czekałam do urlopu. Ale tak jak zazwyczaj organizowanie sprawiało mi radość, tak teraz? Istna tortura. A pakowanie? Zapomniałam połowy rzeczy. Pojechaliśmy nad morze. Gwar na plaży tak mnie wytrącił z równowagi, że głównie siedziałam w hotelu. Trudno było zwlec się z łóżka. Opuszczałam śniadania. Zaplanowaliśmy spacery, wycieczki, ale nie byłam w stanie fizycznie nadążać. Wróciłam z tego urlopu wykończona. Wtedy przeczytałam na temat depresji i zdecydowałam się na wizytę u psychiatry”.
Taki urlop nie dość, że jest męką i nadwyrężeniem stosunków z najbliższymi, którzy na ten urlop z nami jadą, to jeszcze naprawdę dużym kosztem w porównaniu do ceny wizyty u psychiatry.
10. Obawa o skutki uboczne
Nie będę oszukiwać – jakieś skutki uboczne mogą wystąpić, przynajmniej na początku. Trzeba się na to przygotować, można sobie z tym radzić. Nie różni się to od innych chorób i leków na nie. Gdy przyjmujesz antybiotyk, lekarz zaleca Ci probiotyk, żeby zapobiec biegunce i zrujnowaniu korzystnej flory jelitowej. Tak samo przy suchości w jamie ustnej, miej pod ręką butelkę wody i gumę do żucia bądź landrynki. Objaw ten jest dość częsty przy stosowaniu antydepresantów.
Problemy z libido? Nieraz rozwiązaniem jest arginina, preparat bez recepty.
Zaparcia? Wtedy zalecam zwiększenie ilości błonnika w pożywieniu, jeśli to nie pomaga – laktulozę bądź magnez.
Najczęściej skutki uboczne mijają po 1-2 tygodniach, rzadziej po 3-4. Jeśli się utrzymują, należy z lekarzem prowadzącym ustalić, czy są przez Pacjenta akceptowalne. Nierzadko tak. Nierzadko lek na tyle pomaga, że łatwiej jest żyć ze skutkiem ubocznym niż atakami paniki lub manią. Jeśli nie, można dodać lek korygujący lub zupełnie zmienić leczenie. To kwestia indywidualna.
Rozumiemy obawę o skutki uboczne. Warto szczerze porozmawiać z lekarzem i uzgodnić dalsze postępowanie. Rozumiemy również, że lekarze potrafią lekceważyć skargi Pacjenta na skutki uboczne, co przyczynia się do dalszego cierpienia i ryzyka przerwania terapii. Z tego powodu wkrótce zdradzimy kolejne sposoby na różne skutki uboczne wywołane przez leki.
11. Obawa, że lek będzie nieskuteczny
Dobra diagnoza wcześniej czy później pociąga za sobą skuteczne leczenie. U Pacjentów z depresją odsetek poprawy na pierwszy lub drugi lek wynosi około 60%. U Pacjentów z nerwicą jest wyższy, sięga do 98%. Myślisz o otępieniu jako o chorobie beznadziejnej? Jako lekarz obserwuję poprawy po wdrożeniu leczenia. Oczywiście, potem stan chorego powoli się pogarsza. Jednak czy poprawa jakości życia nie jest już sukcesem? Odpowiedź pozostawiam Tobie.
Oczywiście istnieje również zjawisko lekooporności i to niestety częściej, niż niektórzy chcą przyznać. O tym również napiszemy, bo prawda o lekooporności może okazać się zadziwiająca.
12. Obawa, że leki od psychiatry zmienią Twój charakter
Nie będę podawać tutaj akademickiej definicji charakteru, opieram się na rozumieniu tego słowa przez Pacjentów. Osoby z zaburzeniami lękowymi (nazywane dawniej nerwicami) rzadziej zgłaszają tego rodzaju wątpliwości. Podobnie rodziny Pacjentów z otępieniem nie wspominają o takich obawach. Raczej oczekują powrotu dawnego Taty/Mamy/ Babci/Dziadka. Jednak u osób z depresją i chorobą afektywną dwubiegunową ta obawa jest bardzo częsta.
Powiem wprost – lek może zmienić Twój „charakter”. Jeśli od lat walczysz z depresją, odmiana po lekach może być szokująca. Może rodzić pytania: „czy jestem tą samą osobą”?. Niekiedy spotykam się też z wątpliwościami: „czy psychotropy mnie zmienią”?
U osób z depresją czy dystymią leki przywracają radość życia, energię, chęć do działania. Wieczny „maruder” nagle śmieje się, żartuje, wraca do dawnego hobby. Osoba przygaszona, bez wigoru, ożywa, wraca do pielęgnacji zaniedbanego ogrodu, zaczyna znów wychodzić na spacery z psem, nie mówiąc już o obowiązkach zawodowych.
Nieraz słyszę od Pacjentów, że pod wpływem leków wraca im kreatywność. Pacjenci porzucają pomysł zmiany pracy, bo wróciła radość, satysfakcja z zawodu. Czasem wręcz przeciwnie – nagle przychodzi siła do odejścia od mobbingującego szefa.
Leki nie zmieniają charakteru – dobrze dobrane leki pozwalają na ekspresję tego charakteru, na bycie sobą. Brzmi przerażająco? A co, jeśli powiem Ci, że dopiero będąc sobą, poczujesz się dobrze?
13. „Przecież ja taka jestem”
Najczęściej od Pacjentów z depresją słyszę zdanie:
„A może ja po prostu taka jestem, taka leniwa? Może to mój charakter, a nie depresja?”
Z rozmów z tymi osobami wyłania się obraz osoby niezwykle surowej, krytycznej względem siebie. Kiedy nie jest w stanie pracować zawodowo, pracować w domu, pierwsza myśl, jaka przychodzi Jej do głowy to to, że jest leniwa.
OK, można być zmęczonym, ale wtedy odpoczynek daje sen. Natomiast depresja odbiera energię. Pacjentka czuje, jakby na swoich barkach nosiła cały świat. W końcu zasoby sił zupełnie się wyczerpują i pada. Pada i śpi całymi dniami, bądź nie może spać w nocy i zasypia na kilka godzin zaraz po śniadaniu.
Z kolei od rodzin Pacjenta z otępieniem słyszę z kolei często:
„Jest taka leniwa. Nic nie zrobi w domu, ani w ogrodzie. Chodzi w kółko bez celu”.
Tymczasem jest to objaw otępienia, a nie złej woli Pacjenta. To apatia, utrata sił witalnych, która pociąga za sobą zanik zainteresowań. Osoba, która rozwiązywała przez całe życie krzyżówki, stopniowo je porzuca. Pacjentka zawsze towarzyska przestaje interesować się innymi osobami, unika koleżanek, niekiedy dalszej rodziny. To nie lenistwo, to choroba. Choroba, którą można i warto leczyć.
A na koniec, bonusowy, 14 powód i szlagier wielu kobiet i mężczyzn w Polsce.
14. „Dam sobie radę sama”
Często Pacjentki (a szczególnie Pacjenci) zgłaszają się do mnie po raz pierwszy po długim okresie chorowania. Następuje to po czasie przekonywania siebie słowami:
„Dam sobie radę sam/sama”.
To głos donośny, uporczywy, ale też destrukcyjny, niszczący.
Jesteśmy przyzwyczajone do „dawania rady” – w końcu nasze matki i babki „dawały sobie radę”. Jednak czy Ty też musisz? Równie dobrze możesz zrezygnować ze światła, bieżącej wody, kanalizacji, ba! w ogóle z elektryczności, bo kiedyś tego nie było. Nasze babki i matki dawały sobie radę, ale zapłaciły za to cenę. Ty nie musisz.
Depresja to podstępny przeciwnik – zaciemnia myślenie, izoluje od innych. Często w gabinecie słyszę:
„Przyjaciółka mnie namówiła na wizytę”,
„Mąż wysłał mnie do psychiatry”.
Pamiętaj – głos „dam sobie radę sama” to też objaw depresji. Zresztą, tak naprawdę pójście do psychiatry JEST dowodem na to, że DAJESZ sobie radę. Tak samo jak pójście z wysypką do dermatologa. To choroba, którą możesz wyleczyć. Nie musisz czekać, aż Cię obsypie na całym ciele. Nie musisz się męczyć. Nie musisz być z tym wszystkim sama.
Niestety wielu nie udaje się pokonać oporu wywołanego przez otoczenie, chorobę czy własne obawy, i nigdy nie trafiają do psychiatry lub rezygnują po pierwszej wizycie. Cierpią na tym oni sami, ich otoczenie, które nie wie, jak żyć z bliską osobą np. w depresji i całe społeczeństwo, które przy odpowiednim leczeniu Pacjenta odzyskałoby ojca, pracownicę, córkę, wnuka czy szefową.
W następnym artykule poznasz 50 twarzy dobrego psychiatry 😉